niedziela, 24 listopada 2013


W kontekście poniższego artykułu nasuwa sie pytanie:.... a co z mężczyznami  -  POLAKAMI na terapii? Czyżby Polacy jej nie potrzebowali? A może jest inne wytłumaczenie..... z lekkim humorem tym razem 
Deszczowiec

środa, 20 listopada 2013

POLKI
NA   TERAPII


Tekst ANITA ZUCHORA
Anka (52 lata) poczuła, że nie ma kontroli nad swo­im życiem: - Wszystko było podporządkowane rodzinie: mężowi, dzieciom, ich sprawom. Powoli zaczynałam czuć, że przestaję istnieć. Zapomnia­łam o sobie... Nie wiedziałam, kim jestem. Marta (36 lat), samotna matka nastolatka: - Kłamał. Zaczął pić. Nie wiedziałam zupełnie, jak z nim rozmawiać. Straszyłam, wymyślałam kary. A on był tylko coraz bardziej złośliwy i obcy. Poczułam się bezradna. Nie mogłam go zrozumieć. Ewę (47 lat) zostawił mąż: - Wydawało rni się, że wszystko jest w po­rządku. Czułam się spokojna i bezpieczna. Nagle powiedział, że od pół roku jest związany z kimś innym. Świat rozpadł się w jednej chwili. Inga (31 lat) jest samotna: - Wiem, że jestem perfekcjonistką. Każdy plan doprowadzam do końca. Ale nie udaje mi się zbudować związku. Na terapii posta­nowiłam szukać odpowiedzi, co jest ze mną nie tak. Wybrały psychoterapię jako sposób na rozwiązanie swoich problemów.
Nie one jedne. Liczba osób, które decydują się pod­dać psychoterapii, gwałtownie rośnie. Problemów, z którymi przychodzimy do psychoterapeuty, są setki: trudne wydarzenia w życiu - jak zdrada, roz­stanie, śmierć kogoś bliskiego, ale także źle funkcjo­nujący związek, poczucie zagubienia, kompulsywne jedzenie, brak porozumienia z otoczeniem, strata pracy, problemy z dziećmi albo z rodzicami, którzy wymagają opieki... Przykłady można by mno­żyć w nieskończoność. Zazwyczaj decydujące jest uczucie, że z problemem, który nas dręczy, już nie poradzimy sobie sami. Psychoterapeutka z Labo­ratorium Psychoedukacji Zofia Milska-Wrzosiń-ska: - Potrzebujemy profesjonalnej pomocy takiej jak psychoterapia, kiedy cierpimy psychicznie, jesteśmy w przewlekłym kryzysie, przydarzyła się nam katastrofa dość podobna do poprzednich, ale nie wiemy, jak sobie z nią poradzić, kiedy nie rozumiemy samych siebie, mamy dolegliwości fizyczne, a lekarze nie widzą przyczyny, nie chce nam się żyć, nic kontrolujemy swoich działań. War­to jednak pamiętać, że psychoterapia to co innego niż „samodoskonalenie", „rozwój duchowy” i inne tego typu oferty.
Skąd ten wzrost zapotrzebowania na pomoc psycho­terapeutyczną? Socjologowie twierdzą, że słabszą kondycją psychiczną płacimy za stres, tempo życia, kryzys, narastające poczucie zagrożenia. Wszyscy. Ale nadal to kobiety stanowią większość poszuku­jących pomocy. W gabinetach psychoterapeutów szukają odpowiedzi na pytania o siebie, o to, jak lepiej żyć i jak dawać sobie radę z problemami. >

Co z naszym zdrowiem psychicznym?
Poczucie, że nasze problemy są nierozwiązywalne i potrzebujemy pomocy, nie jest sytuacją wyjątko­wą czy nienaturalną. Dane Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) wskazują, że co trzecia zupełnie zdrowa psychicznie osoba przynajmniej raz w życiu potrzebuje wsparcia psychologa lub psychiatry. Prof. Czesław Czabała, psychoterapeuta z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, twierdzi, że około 20 proc. populacji ma problemy ze zdrowiem psychicznym. W mniejszym lub większym stopniu. Z kolei prof. Jerzy Aleksandrowiecz z Europejskiego Stowarzyszenia Psychoterapii szacuje, że psychote­rapii przede wszystkim z powodu nerwic powinno się poddać pięć, sześć milionów Polaków. Większość nie jest jednak tego świadoma. Do tego prognozy na przyszłość są jedno­znaczne: według szacunków Światowej Organizacji Zdrowia do 202O roku cho­roby psychiczne staną się jednym z po­ważniejszych problemów zdrowotnych w populacji europejskiej. Ile osób korzysta dzisiaj z pomocy psy­choterapeutycznej? - Trudno powiedzieć, ponieważ główna część psychoterapii od­bywa się w gabinetach prywatnych, a dane statystyczne gromadzone w Instytucie Psychiatrii i Neurologii obejmują tylko publiczne placówki lecznicze - mówi prof. Czabała. W 2001 r. (według danych Rocznika Sta­tystycznego IPiN) ci, którzy w gabinetach poradni zdrowia psychicznego pojawili się po raz pierwszy, stanowili 39 proc. leczących się, a w porównaniu z rokiem 2000 liczba ich wzrosła o 16 proc. Rosła też liczba mężczyzn (z ośmiu proc. w 2OOO roku do 15 proc. w 2001), choć generalnie u psychiatrów i psychologów leczy się więcej kobiet. Najwięcej osób w Polsce leczyło się na zaburzenia nerwicowe (28 proc.) oraz afektywne (21 proc.). Do tych ostat­nich zalicza się między innymi depresje. Z tegorocznej publikacji Instytutu Psychiatrii i Neu­rologii na temat kondycji psychicznej mieszkańców Polski w wieku od 18 do 64 lat wynika, że prawie osiem milionów ludzi boryka się z mniejszymi lub większymi zaburzeniami psychicznymi. Badanie EZOP wykonane po raz pierwszy w Polsce w 2012 roku (na dziesięciu tyś. osób w wieku 18-65 lat) pokazało, że słabsze zdrowie psychiczne odczuwa obecnie około 5,3 proc. badanej populacji mieszkań­ców Polski, umiarkowane - ok. 24,7 proc., a lepsze („bardzo dobre" lub „doskonałe") - ok. 7O proc. Znaczna część Polaków ujawnia, że w perspektywie dotychczasowego życia doświadczała jakichś pro­blemów psychicznych, przy czym do najczęstszych należą: obniżenie nastroju i aktywności (30,9 proc.), swoiste obawy i unikanie czegoś (fobie) - 30,6 proc., uogólniony lęk (23,9 proc.), rozdrażnienie i napa­stliwość (23,6 proc.) oraz buntowniczo-opozycyjne zachowania w okresie dzieciństwa i do­rastania (22,3 proc.). Najczęstszymi trud­nościami są: poczucie zdenerwowania (76 proc.), zmęczenia (60 proc.), gniewu (54 proc.), niepokoju (53 proc.), przygnę­bienia (47 proc.), bezsilności (39 proc.), rozdrażnienia (39 proc.), utraty nadziei (29,4 proc.) i poczucia własnej wartości (21 proc.).
Problemy ze zdrowiem psychicznym rzu­tują na inne dziedziny życia. Trudności z funkcjonowaniem doświadcza z powodu pogorszenia się stanu psychicznego ok. 19 proc. populacji (prawie pięć milionów osób). Mogą to być ograniczenia zdolności do wykonywania pracy lub codziennych czynności (18 proc.), obniżenie jakości wykonywanej pracy (16 proc.) lub wkładanie w jej wykonywanie więk­szego wysiłku (14 proc.). Często takie konsekwencje złego stanu psychicznego odczuwane są jako kłopotli­we, sprzyjające niesprawiedliwie nierównemu trak­towaniu lub uważane za źródło istotnych zakłóceń w relacjach z rodziną i przyjaciółmi. Z informacji o realizacji Narodowego Programu Ochrony Zdro­wia Psychicznego wynika, że w latach 1990-2010 wskaźnik rozpowszechnienia zaburzeń psychicznych w opiece ambulatoryjnej wzrósł ponad dwukrotnie (z 1629 do 3655 przypadków na 100 tyś. ludności), a w opiece stacjonarnej - o połowę (z 362 do 548 na 100 tyś. ludności). Prawie czterokrotnie wzrosła też liczba zaburzeń psychotycznych, takich jak zabu­rzenia dwubiegunowe czy psychozy. Jest siedmio­krotnie więcej zaburzeń wywołanych używaniem leków i narkotyków.

Czego się boimy?
I choć to kobiety częściej szukają profesjonalnej pomocy, nie tylko one odczuwają lęk o swoje zdro­wie psychiczne. Według badań CBOS przepro­wadzonych w grudniu 2002 r. 51 proc. Polaków dostrzegało w swoim zachowaniu lęki o najbliższą przyszłość, a zaledwie 11 proc. wskazywało na przejawy odprężenia i zadowolenia. Polacy pod­dawali się negatywnym emocjom: zdenerwowaniu i rozdrażnieniu (54 proc.), zniechęceniu (39 proc.) czy też bezradności (36 proc.) i depresji (24 proc.). W badaniach potwierdzało się, że kondycja psy­chiczna kobiet jest gorsza niż mężczyzn. Wtedy socjologowie uznawali, że jedną z generalnych przyczyn złego samopoczucia Polaków jest wciąż dla nas nowy system gospodarki wolnorynkowej. Jednak badania GUS przeprowadzone pod koniec 2012 roku niewiele w tym obrazie zmieniają: 85 proc. Polaków ocenia warunki życia w naszym kraju jako szkodliwe dla zdrowia psychicznego. Powodem jest obawa przed bezrobociem (77 proc. ankietowanych), kryzys rodziny (47 proc.) i bieda (41 proc.). Z kolei 38 proc. badanych obawia się uzależnienia od al­koholu lub narkotyków. Czy społeczeństwo można jakoś chronić przed zaburzeniami psychicznymi? Prof. Czabała twierdzi, że należy edukować rodziny, by prawidłowo kształtowały osobowość dzieci i nic wyręczały ich w rozwiązywaniu konfliktów, szkoły zaś powinny uczyć, jak radzić sobie ze stresem i problemami. Kolejnym krokiem jest zapewnienie opieki zdrowotnej.
Pod koniec 2010 roku Ministerstwo Zdrowia ogłosi­ło Narodowy Program Ochrony Zdrowia Psychicz­nego. Program zaplanowany na lata 2011-2015 ma na celu poprawienie dostępności i unowocześnienie leczenia, rozwój badań, ale także promocję zdrowia psychicznego. Miała powstać opieka środowiskowa (m.in. pomoc w domu pacjenta), oddziały dzienne i poradnie. Na razie ani ministerstwo, ani samorządy
nie wywiązały się z tych obietnic. Resort z 22 postu­latów wywiązał się z jednego: przygotował broszury informacyjne. Efekt jest na razie opłakany - na psychoterapię w ośrodkach publicznych trzeba czekać od kilku miesięcy do ponad roku. Jakimś rozwiązaniem byłoby upowszechnienie te­rapii grupowej. To jest bardzo popularne w innych krajach, gdzie również nie każdego stać na indywi­dualne seanse terapeutyczne. Najpopularniejszą formą radzenia sobie z problemami są tzw. grupy wsparcia, znane w USA od lat 60. U nas to wciąż zjawisko nowe. Zdaniem psycholog i socjolog dr Joanny Hcidtman w Polsce pokutuje dulszczyzna. Stąd mała popularność grup wsparcia, mimo iż dyskrecja jest zapewniona, bo nikt z zewnątrz nie ma prawa wstępu do takiej grupy. - Terapia grupo­wa doskonale się sprawdza i takich grup powinno być więcej - mówi psychoterapeutka Katarzyna Leszczyńska, która pracuje w warszawskim szpi­talu psychiatrycznym z grupami pacjentów 45+. - W tej grupie wiekowej, z którą pracuję, zapo­trzebowanie na terapię jest ogromne. Niestabilna sytuacja na rynku pracy czy niski poziom świad­czeń emerytalnych, rentowych sprawia, że z wie­kiem ryzyko kryzysu osobistego wzrasta. Wynika więc to też ze specyficznych warunków w naszym kraju - dodaje. O zaletach terapii grupowej mówi też psychoterapeutka Katarzyna Miller: - Jestem absolutną orędowniczką takiej formy terapii. Grupa pomaga w rozwijaniu komunikacji, w ćwiczeniu jej. Ma swoją mądrość. Pokazuje, że nasze problemy nie muszą być największe. Uczy nas mówić o sobie. I uczy słuchać. I wspierać się nawzajem.

Psychoterapia jest OK
Erich Fromm, autor książki „Zdrowe społeczeń­stwo", uważał, że chodzenie do psychoterapeutów i otwarte mówienie na ten temat dobrze świadczy o kondycji społeczeństwa. I na szczęście nasz stosu­nek do psychoterapii jako sposobu na rozwiązywa­nie problemów powoli się zmienia. Jeszcze prawie dekadę temu większość Polaków uważała, że wi­zyty u terapeuty są czymś wstydliwym. Z sondażu OBOP z 2004 roku wynikało, że jedynie 15 proc. Polaków udałoby się w razie potrzeby do terapeuty, a 77 proc. nie zdecydowałoby się na to, obawiając się publicznej kompromitacji. W tym samym roku z róż­nych form psychoterapii (poradnie zdrowia psychicz­nego, prywatne gabinety) korzystało 600-70O tyś. Polaków (niespełna dwa proc. społeczeństwa). Dla porównania: z różnych form psychoterapii (według „The National Comorbidity Study") korzysta około 20 milionów Amerykanów (siedem proc. społeczeń­stwa) czy niemal cztery miliony Francuzów (także około siedmiu proc. społeczeństwa). Statystyki z 2010 r. pokazują zasadniczą zmianę. W badaniach przeprowadzonych przez Millward Brown SMG/KRC aż 90 proc. Polaków wskazało psychoterapię jako formę pomocy psy­chologicznej. 80 proc. osób, które słyszało o psychoterapii, uważało, że jest ona po­mocna w rozwiązywaniu problemów. Ale również 40 proc. twierdziło, że najczęściej z takiej formy pomocy korzystają kobiety. W tym samym badaniu Polacy jako powód skorzystania z psychoterapii wskazywali najczęściej problemy z samooceną i ak­ceptacją samego siebie (78 proc.). Kolej­nymi przyczynami są kryzys i problemy w związku/małżeństwie (74 proc.), trudne, przełomowe momenty w życiu (73 proc.), trudne sytuacje z własnego dzieciństwa o relacje z własnymi rodzicami (73 proc.), problemy z własnymi dziećmi (65 proc.), problemy w relacjach z innymi ludźmi (64 proc.), uczucie wypalenia zawodowego (62 proc.), zdrada (61 proc.) czy problemy wieku dorastania/wchodzenia w do­ rosłość (59 proc.).
Masaż duszy
Na świecie stosunek do psychoterapii jest już zu­pełnie inny. Z badań amerykańskich i brytyjskich wynika, że w niektórych środowiskach chodzenie do terapeuty jest nie tylko normalne, ale wręcz bu­duje prestiż. Dlatego liczni celebryci nie wstydzą się mówić o tym, że korzystali z takiej pomocy W USA otwarcie opowiadali o tym m.in. Brad Pitt, Liza Minnelli, Halle Berry czy Oprah Winfrey. W Polsce mówienie o chodzeniu do psychoterapeuty nie jest częste, ale swoimi doświadczeniami dzielili się publicznie m.in. piosenkarki Kasia Kowalska, Kora, Maria Peszek, aktorzy Krzysztof Majchrzak i Małgorzata Potocka czy muzyk Sebastian KarpicT -Bułecka. Ostatnio o zakończeniu swojej ośmiolet­niej psychoterapii poinformowała piosenkarka Edyta Bartosiewicz.
Oczywiście, istnieje ryzyko, że psychoterapia za­cznie być traktowana bardziej jako coś modnego czy nobilitującego w towarzystwie. - Rozpowszechnia się myślenie o psychoterapii nie tyle jako o pomocy cierpiącym, ale jako o - powiedziałabym - ma­sażu duszy. Mamy swoją kosmetyczkę., fryzjera, krawcową, księgarnię. Można też mieć swojego terapeutę albo raczej „terapeu­tę", do którego chodzi się raz lub dwa w tygodniu. Nie całkiem wiadomo, jaki jest cel tych wizyt, ale do masażysty też niekoniecznie idzie się, kiedy boli - mówi psychoterapeutka Zofia Milska-Wrzosińska. A psychoterapeutka Katarzyna Miller dodaje: - To prawda, powstaje moda na psychoterapię, ale uważam, że to dobra moda. Skoro mamy wszystko. co zaspokaja nasze potrzeby, dlaczego nie poprawić sobie jakości życia. Ale mimo wszystko mówienie o uczęsz­czaniu na psychoterapię przez osoby publiczne pozwala tym, którzy naprawdę po­trzebują profesjonalnej pomocy, lepiej się poczuć z własnymi problemami. I poszerzyć świado­mość dotyczącą konieczności dbania o zdrowie psychiczne.
- Wzrost zainteresowania psychoterapią wynika ze wzrostu świadomości społecznej - mówi psy­choterapeutka Katarzyna Leszczyńska. - Coraz więcej osób wie, że jest to możliwość pomocy sobie w trudnościach emocjonalnych, niekoniecznie leczenie psychopatologii. Pomogły w tym media, dzięki którym trudności natury psychicznej sta­ły się mniej wstydliwe, bo bardziej powszechne, zrozumiałe. Częściej budzą współczucie, rzadziej lęk. Ludzie wiedzą, że problemy psychologiczne wynikają z doświadczeń życia, które rzutują na ludzką biologię.
Tym bardziej że psychoterapia nie zawsze jest ła­twym procesem. Jak mówi psychoterapeutka Justyna Dąbrowska, w jej trakcie dowiadujemy się o sobie różnych rzeczy i to nie zawsze bywa przyjemne. W jakimś sensie słusznie się boimy, bo żeby zobaczyć siebie bardziej realistycznie, trzeba zobaczyć również swoje słabe strony, swoją agresję czy zawiść, swoją niechęć do innych, do siebie. Człowiek mocno się przed tym broni. Psychoterapia to nic innego jak narzędzie lecznicze, które samo w sobie jednocze­śnie bywa gorzkim lekarstwem, l warto to wiedzieć.

Dlaczego to kobiety idą na terapię?
Katarzyna Miller: - Kobiety są z natury gotowe do pracy nad sobą i kontaktu. Zawsze potrzebowały rozmawiać o sobie, swoich uczuciach, problemach. Teraz najczęściej są bardzo zajęte i trudniej im tworzyć tradycyjne grupy wsparcia: kółka towa­rzyskie, książkowe, kucharskie. Choć bardzo wiele mimo wszystko to robi. Kiedyś darły pierze, dzisiaj szukają podobnych relacji. Mężczyzna babie baby nie zastąpi - dodaje.
Ale badania dowodzą, że kobietom trudniej jest radzić sobie z wyzwaniami współczesnego świata, z jego pośpiechem, wymaganiami i zagrożeniami. Są bardziej podatne na stres, bo mają trudniej. Mariannę Frankenhaeuser, która w Szwecji zajmuje się psycho-biologią stresu, badała menedżerów z fabryki Volvo. Okazało się, że u aktywnych pracowników obu płci podobnie wzrasta poziom hormonów stresu - korty-zolu, adrenaliny, noradrenaliny. Tyle że u mężczyzn po powrocie do domu te hormony spadają, uspokajają się. A u kobiet nie - są na tak samo wysokim po­ziomie aż do zaśnięcia. Długotrwały stres czy prze­pracowanie może szkodzić kobietom dużo bardziej niż mężczyznom. I w końcu powodować potrzebę poszukiwania pomocy. Psychoterapeutka Karina Teuchtmami: - Decyzja o rozpoczęciu psychoterapii przychodzi kobietom łatwiej, bo wynika też z natural­nej dla nich potrzeby dzielenia się problemami. Choć, oczywiście, zazwyczaj z pomocy psychoterapeuty korzystamy wtedy, kiedy wyczerpią nam się inne metody, np. rozmowy z przyjaciółkami czy korzy­stanie z poradników. Wtedy kiedy okazuje się, że trudno nam jest samemu czy z pomocą ludzi, którzy nas nawet dobrze znają, znaleźć źródło problemu. W tym może pomóc terapeuta. Psychologowie wskazują też na większą świado­mość kobiet. - Kobiety wiedzą, jak ważne są rela­cje międzyludzkie, że jakość kontaktów z innymi jest kluczowa dla naszego samopoczucia - mówi Katarzyna Leszczyńska. - Mają więc większą świa­domość, jaki jest bieżący stan ich relacji. Ludzie zgłaszają się na terapię m.in. w okresie kryzysów w bliskich związkach. Kobiety są bardziej świadome ich wpływu na kondycję psychiczną. Gdy para jest w kryzysie, nawet jeśli oboje lokalizują przyczynę trudności w partnerze, to ona zapewne pierwsza wpadnie na pomysł, że można sięgnąć po pomoc i coś zmienić w jakości komunikacji. Dzisiaj dzięki wzrastającej świadomości społecznej coraz częściej nad poprawą relacji pracują też mężczyźni i wzrasta popularność terapii par.
Dla wielu kobiet szukanie wsparcia w terapii czy te­rapeutycznych warsztatach jest też formą inwestycji w siebie. Katarzyna Miller: - Te, które przychodzą na moje warsztaty, są często ustawione zawodowo, mają rodziny lub są singielkami i mają dobre życie.
Na terapii szukają sposobów na to, żeby jeszcze le­
piej żyć, lepiej rozumieć swoją kobiecość albo lepiej radzić sobie w pracy, być uznawaną, docenianą, słuchaną, ważną, nie gubiąc po drodze kobiecości. Często okazuje się, że na zewnątrz emanują pewno­ścią siebie, ale w głębi duszy są spragnione miłości czy to rodzicielskiej, czy to mężczyzny.
Anna po roku terapii: - Dzisiaj wiem lepiej, czego chcę. I nauczyłam się znowu to wyrażać. Dla mojej rodziny to było zaskoczenie, ale myślę, że zrozu­mieli. Marta, na terapii od pół roku: - Nadal mam problemy z synem, ale chyba lepiej go rozumiem.
Ewa, na terapii od dwóch lat: - Terapia pomogła mi się pogodzić z rozwodem, pozbyć gniewu. Moje relacje z byłym mężem są dzisiaj poprawne. Inga, po roku terapii: - Dużo się o sobie dowiedziałam. Widzę, jak wysokie wymagania stawiam innym
i sobie. Ciągle uczę się odpuszczać.     

Źródło: Zwierciadło, 11(2005) Listopad 2013
Helen


Pomocne żarty



Pomocne żarty Jedną z najlepszych metod na opanowanie strachu jest humor - twierdzą badacze ze Stanford University. W stresujących momentach humor przynosi lepsze efekty niż zachowanie powagi, a pozytywne i optymistyczne podejście do życia jest lepsze niż cynizm.

Psycholog Andrea Samson i prof. James Grossa pokazywali badanym nacechowane emocjonalnie zdjęcia. Były wśród nich obrazy przedstawiające wypadki samochodowe, agresywne zwierzęta czy wizytę u dentysty. Badani mieli za zadanie ocenić natężenie negatywnych emocji na fotografiach. Następnie poproszono ich o opowiedzenie kawału - o zabarwieniu pozytywnym lub negatywnym (zawierającego tzw. czarny humor). Na koniec badacze oceniali poziom strachu uczestników eksperymentu.

Okazało się, że żarty pozwalały zdystansować się od nieprzyjemnej sytuacji i wytworzyć nowy „scenariusz mentalny” – spojrzeć na zdarzenie z przymrużeniem oka. Dzięki temu badany łatwiej radził sobie ze strachem wywołanym przez fotografie.

Pozytywne żarty były bardziej skuteczne niż czarny humor, który działał połowicznie – pozwalał tylko na dystansowanie się, ale nie dawał  nowego, świeżego spojrzenia na sytuację.

na podstawie: news.stanford.edu
("Charaktery")

A więc  żartujmy ,opowiadajmy kawały i śmiejmy się :)

kto wymyślił pożegnania?
Do zobaczenia! - okulista
Do usłyszenia ! - laryngolog
Jeszcze do Ciebie zajrzę! - chirurg

Jeszcze się policzymy! - matematyk :)
Jak będziesz miał problem, zadzwoń ! - psycholog

Betty

wtorek, 19 listopada 2013

"Ludzie chodzą czasami do psychologa, aby spędzić ciekawie czas" - tak kiedyś odpowiedział jeden z pacjentów i ciągnąc dalej dodał: "... a, że przy okazji dowiadują się o sobie innych rzeczy, to inna sprawa". Prawda czy fałsz?

deszczowiec