POLKI
NA TERAPII
Tekst ANITA ZUCHORA
Anka (52 lata) poczuła, że nie ma kontroli
nad swoim życiem: - Wszystko było podporządkowane rodzinie: mężowi,
dzieciom, ich sprawom. Powoli zaczynałam
czuć, że przestaję istnieć. Zapomniałam o sobie... Nie wiedziałam, kim jestem.
Marta (36 lat), samotna matka
nastolatka: - Kłamał. Zaczął pić. Nie wiedziałam zupełnie, jak z nim rozmawiać.
Straszyłam, wymyślałam kary. A on był tylko coraz bardziej złośliwy i obcy. Poczułam się bezradna. Nie mogłam go zrozumieć. Ewę (47 lat) zostawił mąż: - Wydawało rni się, że wszystko jest w porządku. Czułam się spokojna i bezpieczna. Nagle powiedział, że od pół roku jest związany z kimś innym. Świat rozpadł się w jednej chwili. Inga (31
lat) jest samotna: - Wiem, że jestem perfekcjonistką.
Każdy plan doprowadzam do końca. Ale nie udaje mi się zbudować związku. Na terapii postanowiłam szukać odpowiedzi, co jest ze mną nie tak.
Wybrały psychoterapię jako sposób na
rozwiązanie swoich problemów.
Nie one jedne. Liczba osób, które decydują
się poddać
psychoterapii, gwałtownie rośnie. Problemów, z
którymi przychodzimy do psychoterapeuty, są setki: trudne wydarzenia w
życiu - jak zdrada, rozstanie, śmierć kogoś
bliskiego, ale także źle funkcjonujący
związek, poczucie zagubienia, kompulsywne jedzenie, brak porozumienia z otoczeniem, strata pracy, problemy z dziećmi albo z rodzicami, którzy
wymagają opieki... Przykłady można by
mnożyć w nieskończoność. Zazwyczaj decydujące jest uczucie, że z problemem, który nas dręczy, już
nie poradzimy sobie sami.
Psychoterapeutka z Laboratorium
Psychoedukacji Zofia Milska-Wrzosiń-ska: - Potrzebujemy profesjonalnej
pomocy takiej jak psychoterapia, kiedy
cierpimy psychicznie, jesteśmy w przewlekłym kryzysie, przydarzyła się nam katastrofa dość podobna do poprzednich,
ale nie wiemy, jak sobie z nią poradzić, kiedy nie rozumiemy samych siebie, mamy dolegliwości fizyczne, a lekarze nie widzą przyczyny, nie chce nam się żyć, nic kontrolujemy swoich działań. Warto
jednak pamiętać, że psychoterapia to co innego niż „samodoskonalenie", „rozwój duchowy” i inne tego typu
oferty.
Skąd ten wzrost zapotrzebowania na pomoc
psychoterapeutyczną?
Socjologowie twierdzą, że słabszą kondycją
psychiczną płacimy za stres, tempo życia, kryzys, narastające poczucie zagrożenia. Wszyscy. Ale nadal to
kobiety stanowią większość poszukujących
pomocy. W gabinetach psychoterapeutów szukają
odpowiedzi na pytania o siebie, o to, jak lepiej żyć i jak dawać sobie radę z problemami. >
Co z naszym zdrowiem psychicznym?
Poczucie, że nasze problemy są
nierozwiązywalne i potrzebujemy pomocy, nie jest sytuacją wyjątkową czy
nienaturalną. Dane Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) wskazują, że co
trzecia zupełnie zdrowa psychicznie osoba przynajmniej raz w
życiu potrzebuje wsparcia psychologa lub psychiatry. Prof. Czesław Czabała,
psychoterapeuta z Instytutu Psychiatrii
i Neurologii w Warszawie, twierdzi, że około
20 proc. populacji ma problemy ze zdrowiem psychicznym. W mniejszym lub
większym stopniu. Z kolei prof. Jerzy
Aleksandrowiecz z Europejskiego Stowarzyszenia Psychoterapii szacuje, że
psychoterapii przede wszystkim z powodu
nerwic powinno się poddać pięć, sześć milionów Polaków. Większość nie
jest jednak tego świadoma. Do tego prognozy na przyszłość są jednoznaczne: według szacunków Światowej Organizacji
Zdrowia do 202O roku choroby
psychiczne staną się jednym z poważniejszych problemów zdrowotnych w populacji europejskiej. Ile osób korzysta dzisiaj z pomocy psychoterapeutycznej? - Trudno powiedzieć, ponieważ główna część psychoterapii odbywa się w gabinetach prywatnych, a dane statystyczne gromadzone w Instytucie Psychiatrii i Neurologii obejmują tylko publiczne placówki lecznicze - mówi prof. Czabała. W 2001 r. (według danych Rocznika Statystycznego
IPiN) ci, którzy w gabinetach poradni zdrowia psychicznego pojawili się
po raz pierwszy, stanowili 39 proc. leczących
się, a w porównaniu z rokiem 2000
liczba ich wzrosła o 16 proc. Rosła też
liczba mężczyzn (z ośmiu proc. w 2OOO roku do 15 proc. w 2001), choć generalnie u psychiatrów i psychologów leczy się więcej kobiet. Najwięcej osób w Polsce leczyło się na zaburzenia nerwicowe
(28 proc.) oraz afektywne (21 proc.). Do tych ostatnich zalicza się między innymi depresje. Z tegorocznej publikacji Instytutu Psychiatrii i
Neurologii na temat kondycji psychicznej mieszkańców Polski w wieku od 18 do 64 lat wynika, że prawie osiem
milionów ludzi boryka się z mniejszymi lub większymi
zaburzeniami psychicznymi. Badanie EZOP
wykonane po raz pierwszy w Polsce w 2012 roku (na dziesięciu tyś. osób w wieku 18-65 lat) pokazało, że
słabsze zdrowie psychiczne odczuwa obecnie
około 5,3 proc. badanej populacji mieszkańców Polski, umiarkowane - ok. 24,7 proc., a lepsze („bardzo dobre" lub „doskonałe") - ok. 7O
proc. Znaczna część Polaków ujawnia,
że w perspektywie dotychczasowego życia doświadczała jakichś problemów psychicznych, przy czym do najczęstszych
należą: obniżenie nastroju i aktywności (30,9 proc.), swoiste obawy i unikanie czegoś (fobie) - 30,6
proc., uogólniony lęk (23,9 proc.),
rozdrażnienie i napastliwość (23,6
proc.) oraz buntowniczo-opozycyjne zachowania
w okresie dzieciństwa i dorastania (22,3 proc.). Najczęstszymi trudnościami są: poczucie zdenerwowania (76
proc.), zmęczenia (60 proc.), gniewu (54 proc.), niepokoju (53 proc.), przygnębienia (47 proc.), bezsilności (39 proc.), rozdrażnienia (39 proc.), utraty nadziei (29,4 proc.) i poczucia własnej wartości (21 proc.).
Problemy ze zdrowiem psychicznym rzutują
na inne dziedziny życia. Trudności z funkcjonowaniem doświadcza
z powodu pogorszenia się stanu psychicznego ok. 19 proc. populacji
(prawie pięć milionów osób). Mogą to być
ograniczenia zdolności do
wykonywania pracy lub codziennych czynności (18 proc.), obniżenie jakości wykonywanej pracy (16 proc.) lub wkładanie w jej wykonywanie większego wysiłku (14 proc.). Często takie
konsekwencje złego stanu psychicznego
odczuwane są jako kłopotliwe,
sprzyjające niesprawiedliwie nierównemu traktowaniu lub uważane za źródło
istotnych zakłóceń w relacjach z rodziną i
przyjaciółmi. Z informacji o realizacji Narodowego Programu Ochrony Zdrowia
Psychicznego wynika, że w latach 1990-2010 wskaźnik
rozpowszechnienia zaburzeń psychicznych w opiece ambulatoryjnej wzrósł
ponad dwukrotnie (z 1629 do 3655 przypadków
na 100 tyś. ludności), a w opiece
stacjonarnej - o połowę (z 362 do 548 na 100 tyś. ludności). Prawie
czterokrotnie wzrosła też liczba
zaburzeń psychotycznych, takich jak zaburzenia dwubiegunowe czy
psychozy. Jest siedmiokrotnie więcej zaburzeń wywołanych używaniem leków i
narkotyków.
Czego
się
boimy?
I choć to kobiety częściej szukają
profesjonalnej pomocy, nie tylko one odczuwają lęk o swoje
zdrowie psychiczne. Według badań CBOS przeprowadzonych
w grudniu 2002 r. 51 proc. Polaków dostrzegało w swoim
zachowaniu lęki o najbliższą przyszłość, a zaledwie 11 proc.
wskazywało na przejawy odprężenia i zadowolenia. Polacy poddawali się negatywnym
emocjom: zdenerwowaniu i rozdrażnieniu (54 proc.), zniechęceniu (39 proc.) czy też bezradności (36 proc.) i depresji (24
proc.). W badaniach potwierdzało się,
że kondycja psychiczna kobiet jest
gorsza niż mężczyzn. Wtedy socjologowie
uznawali, że jedną z generalnych przyczyn złego samopoczucia Polaków jest
wciąż dla nas nowy system gospodarki
wolnorynkowej. Jednak badania GUS przeprowadzone pod koniec 2012 roku niewiele w tym obrazie zmieniają: 85
proc. Polaków ocenia warunki życia w
naszym kraju jako szkodliwe dla zdrowia psychicznego. Powodem jest obawa przed bezrobociem (77 proc. ankietowanych),
kryzys rodziny (47 proc.) i bieda (41
proc.). Z kolei 38 proc. badanych
obawia się uzależnienia od alkoholu
lub narkotyków. Czy społeczeństwo można jakoś chronić przed zaburzeniami psychicznymi? Prof. Czabała twierdzi, że należy edukować
rodziny, by prawidłowo kształtowały
osobowość dzieci i nic wyręczały ich w rozwiązywaniu konfliktów, szkoły zaś powinny uczyć, jak radzić sobie ze stresem i problemami. Kolejnym krokiem jest zapewnienie opieki zdrowotnej.
Pod koniec 2010 roku Ministerstwo Zdrowia
ogłosiło Narodowy Program Ochrony Zdrowia Psychicznego.
Program zaplanowany na lata 2011-2015 ma na celu poprawienie
dostępności i unowocześnienie leczenia, rozwój badań, ale także promocję
zdrowia psychicznego. Miała powstać opieka środowiskowa (m.in. pomoc w domu
pacjenta), oddziały dzienne i poradnie. Na
razie ani ministerstwo, ani samorządy
nie wywiązały się z tych obietnic. Resort z
22 postulatów wywiązał się z jednego: przygotował broszury informacyjne.
Efekt jest na razie opłakany - na psychoterapię w ośrodkach
publicznych trzeba czekać od kilku miesięcy do ponad roku.
Jakimś rozwiązaniem byłoby upowszechnienie terapii grupowej. To jest bardzo popularne w
innych krajach, gdzie również nie każdego
stać na indywidualne seanse
terapeutyczne. Najpopularniejszą formą
radzenia sobie z problemami są tzw. grupy wsparcia, znane w USA od lat 60. U
nas to wciąż zjawisko nowe. Zdaniem psycholog i socjolog dr Joanny Hcidtman w Polsce pokutuje dulszczyzna. Stąd mała popularność grup wsparcia, mimo iż dyskrecja jest zapewniona, bo nikt z zewnątrz nie ma
prawa wstępu do takiej grupy. - Terapia grupowa
doskonale się sprawdza i takich grup powinno być więcej - mówi psychoterapeutka Katarzyna Leszczyńska, która pracuje w warszawskim szpitalu psychiatrycznym z grupami pacjentów 45+. - W tej grupie wiekowej, z którą pracuję, zapotrzebowanie na terapię jest ogromne. Niestabilna
sytuacja na rynku pracy czy niski poziom świadczeń emerytalnych, rentowych
sprawia, że z wiekiem ryzyko kryzysu
osobistego wzrasta. Wynika więc to też ze specyficznych warunków w naszym kraju - dodaje. O zaletach terapii grupowej mówi też psychoterapeutka Katarzyna Miller: - Jestem absolutną orędowniczką takiej formy terapii.
Grupa pomaga w rozwijaniu
komunikacji, w ćwiczeniu jej. Ma swoją
mądrość. Pokazuje, że nasze problemy nie
muszą być największe. Uczy nas mówić o sobie. I uczy słuchać. I wspierać się nawzajem.
Psychoterapia
jest OK
Erich Fromm, autor książki „Zdrowe społeczeństwo",
uważał, że chodzenie do psychoterapeutów i otwarte mówienie na ten temat dobrze
świadczy o kondycji społeczeństwa. I na szczęście nasz stosunek
do psychoterapii jako sposobu na rozwiązywanie problemów powoli się zmienia.
Jeszcze prawie dekadę temu większość Polaków uważała, że wizyty u terapeuty są czymś
wstydliwym. Z sondażu OBOP z 2004 roku
wynikało, że jedynie 15 proc. Polaków udałoby się w razie potrzeby do
terapeuty, a 77 proc. nie
zdecydowałoby się na to, obawiając się publicznej kompromitacji. W tym samym
roku z różnych form psychoterapii (poradnie zdrowia psychicznego, prywatne gabinety) korzystało 600-70O tyś. Polaków (niespełna dwa proc. społeczeństwa). Dla porównania: z różnych form psychoterapii
(według „The National Comorbidity
Study") korzysta około 20
milionów Amerykanów (siedem proc. społeczeństwa) czy niemal cztery
miliony Francuzów (także około siedmiu
proc. społeczeństwa). Statystyki z
2010 r. pokazują zasadniczą zmianę. W
badaniach przeprowadzonych przez Millward Brown SMG/KRC aż 90 proc. Polaków wskazało psychoterapię jako formę pomocy psychologicznej. 80 proc. osób, które słyszało o psychoterapii, uważało, że jest ona pomocna w rozwiązywaniu problemów. Ale również 40 proc. twierdziło, że najczęściej z takiej formy pomocy korzystają kobiety. W tym samym badaniu Polacy jako powód skorzystania
z psychoterapii wskazywali najczęściej
problemy z samooceną i akceptacją samego siebie (78 proc.). Kolejnymi przyczynami są kryzys i problemy w związku/małżeństwie (74 proc.), trudne, przełomowe momenty w życiu (73 proc.), trudne sytuacje z własnego dzieciństwa o relacje
z własnymi rodzicami (73 proc.), problemy z
własnymi dziećmi (65 proc.), problemy w
relacjach z innymi ludźmi (64 proc.), uczucie wypalenia zawodowego (62 proc.), zdrada (61 proc.) czy problemy
wieku dorastania/wchodzenia w do rosłość
(59 proc.).
Masaż duszy
Na świecie stosunek do psychoterapii jest już
zupełnie inny. Z badań amerykańskich i brytyjskich wynika, że w niektórych
środowiskach chodzenie do terapeuty jest nie tylko normalne, ale wręcz buduje prestiż. Dlatego liczni celebryci nie
wstydzą się mówić o tym, że
korzystali z takiej pomocy W USA otwarcie
opowiadali o tym m.in. Brad Pitt, Liza Minnelli,
Halle Berry czy Oprah Winfrey. W Polsce mówienie o chodzeniu do psychoterapeuty nie jest częste, ale swoimi doświadczeniami dzielili się publicznie m.in. piosenkarki Kasia Kowalska,
Kora, Maria Peszek, aktorzy Krzysztof Majchrzak i Małgorzata Potocka czy muzyk Sebastian KarpicT -Bułecka.
Ostatnio o zakończeniu swojej ośmioletniej
psychoterapii poinformowała piosenkarka Edyta Bartosiewicz.
Oczywiście, istnieje ryzyko, że psychoterapia
zacznie być traktowana bardziej jako coś modnego czy nobilitującego w
towarzystwie. - Rozpowszechnia się myślenie
o psychoterapii nie tyle jako o pomocy cierpiącym,
ale jako o - powiedziałabym - masażu
duszy. Mamy swoją kosmetyczkę., fryzjera, krawcową, księgarnię. Można też mieć swojego terapeutę albo raczej
„terapeutę", do którego chodzi
się raz lub dwa w tygodniu. Nie
całkiem wiadomo, jaki jest cel tych wizyt, ale do masażysty też niekoniecznie idzie się, kiedy boli - mówi psychoterapeutka Zofia Milska-Wrzosińska. A psychoterapeutka Katarzyna Miller dodaje: - To prawda, powstaje moda na psychoterapię, ale uważam, że to dobra moda. Skoro mamy wszystko. co zaspokaja
nasze potrzeby, dlaczego nie poprawić
sobie jakości życia. Ale mimo wszystko
mówienie o uczęszczaniu na
psychoterapię przez osoby publiczne pozwala tym, którzy naprawdę potrzebują profesjonalnej pomocy, lepiej się poczuć z własnymi problemami. I poszerzyć świadomość dotyczącą konieczności dbania o zdrowie
psychiczne.
- Wzrost zainteresowania psychoterapią wynika
ze wzrostu świadomości społecznej - mówi psychoterapeutka Katarzyna
Leszczyńska. - Coraz więcej osób wie, że jest to możliwość pomocy
sobie w trudnościach emocjonalnych, niekoniecznie leczenie
psychopatologii. Pomogły w tym media, dzięki którym trudności
natury psychicznej stały się mniej wstydliwe, bo bardziej powszechne,
zrozumiałe. Częściej budzą współczucie, rzadziej lęk.
Ludzie wiedzą, że problemy psychologiczne wynikają z doświadczeń
życia, które rzutują na ludzką biologię.
Tym bardziej że psychoterapia nie zawsze jest
łatwym procesem. Jak mówi psychoterapeutka Justyna Dąbrowska, w jej trakcie
dowiadujemy się o sobie różnych rzeczy i to
nie zawsze bywa przyjemne. W jakimś
sensie słusznie się boimy, bo żeby zobaczyć siebie bardziej realistycznie,
trzeba zobaczyć również swoje słabe
strony, swoją agresję czy zawiść, swoją niechęć do innych, do siebie.
Człowiek mocno się przed tym broni.
Psychoterapia to nic innego jak narzędzie lecznicze, które samo w sobie
jednocześnie bywa gorzkim lekarstwem, l
warto to wiedzieć.
Dlaczego
to kobiety idą na terapię?
Katarzyna Miller: - Kobiety są z natury
gotowe do pracy nad sobą i kontaktu. Zawsze potrzebowały rozmawiać
o sobie, swoich uczuciach, problemach. Teraz najczęściej są bardzo
zajęte i trudniej im tworzyć tradycyjne grupy wsparcia: kółka towarzyskie,
książkowe, kucharskie. Choć bardzo wiele mimo wszystko to robi.
Kiedyś darły pierze, dzisiaj szukają podobnych relacji. Mężczyzna babie baby nie zastąpi - dodaje.
Ale badania dowodzą, że kobietom trudniej
jest radzić
sobie z wyzwaniami współczesnego świata, z
jego pośpiechem, wymaganiami i zagrożeniami. Są bardziej podatne na stres, bo
mają trudniej. Mariannę Frankenhaeuser, która w Szwecji zajmuje się
psycho-biologią stresu, badała menedżerów z fabryki Volvo. Okazało się, że u aktywnych pracowników obu płci
podobnie wzrasta poziom hormonów stresu - korty-zolu, adrenaliny, noradrenaliny. Tyle że u mężczyzn po powrocie do domu te hormony spadają, uspokajają
się. A u kobiet nie - są na tak samo
wysokim poziomie aż do zaśnięcia. Długotrwały
stres czy przepracowanie może szkodzić kobietom dużo bardziej niż
mężczyznom. I w końcu powodować potrzebę poszukiwania
pomocy. Psychoterapeutka Karina Teuchtmami:
- Decyzja o rozpoczęciu psychoterapii przychodzi
kobietom łatwiej, bo wynika też z naturalnej dla nich potrzeby dzielenia się
problemami. Choć, oczywiście,
zazwyczaj z pomocy psychoterapeuty korzystamy
wtedy, kiedy wyczerpią nam się inne metody, np. rozmowy z przyjaciółkami
czy korzystanie z poradników. Wtedy kiedy
okazuje się, że trudno nam jest
samemu czy z pomocą ludzi, którzy nas
nawet dobrze znają, znaleźć źródło problemu. W tym może pomóc terapeuta. Psychologowie wskazują też na większą świadomość kobiet. - Kobiety wiedzą, jak ważne są relacje
międzyludzkie, że jakość kontaktów z innymi jest kluczowa dla naszego samopoczucia - mówi Katarzyna Leszczyńska. - Mają więc większą świadomość, jaki jest bieżący stan ich relacji. Ludzie zgłaszają się na terapię m.in. w okresie kryzysów w bliskich związkach. Kobiety są bardziej świadome
ich wpływu na kondycję psychiczną.
Gdy para jest w kryzysie, nawet jeśli oboje lokalizują przyczynę trudności w partnerze, to ona zapewne pierwsza wpadnie na pomysł, że można sięgnąć po pomoc i coś zmienić w jakości komunikacji. Dzisiaj
dzięki wzrastającej świadomości
społecznej coraz częściej nad poprawą relacji pracują też mężczyźni i wzrasta popularność terapii par.
Dla wielu kobiet szukanie wsparcia w terapii czy terapeutycznych
warsztatach jest też formą inwestycji w siebie. Katarzyna Miller: - Te, które
przychodzą na moje warsztaty, są często
ustawione zawodowo, mają rodziny lub są singielkami i mają dobre życie.
Na terapii szukają sposobów na to, żeby jeszcze lepiej żyć, lepiej rozumieć swoją kobiecość albo
lepiej radzić sobie w pracy, być
uznawaną, docenianą, słuchaną, ważną, nie gubiąc po drodze kobiecości. Często okazuje się, że na zewnątrz emanują pewnością
siebie, ale w głębi duszy są spragnione miłości czy to rodzicielskiej, czy to
mężczyzny.
Anna po roku terapii: - Dzisiaj wiem lepiej, czego chcę. I nauczyłam się znowu to wyrażać. Dla mojej rodziny to było zaskoczenie, ale myślę, że zrozumieli.
Marta, na terapii od pół roku: - Nadal mam problemy z synem, ale chyba lepiej
go rozumiem.
Ewa, na terapii od dwóch lat: - Terapia
pomogła mi się pogodzić z rozwodem,
pozbyć gniewu. Moje relacje z byłym
mężem są dzisiaj poprawne. Inga, po roku terapii: - Dużo się o sobie
dowiedziałam. Widzę, jak wysokie
wymagania stawiam innym
i sobie. Ciągle uczę się odpuszczać.
Źródło: Zwierciadło, 11(2005) Listopad 2013
Helen